czwartek, 2 maja 2013

Part Two


Słyszałem, że Jared ma jakiś podjarany głos. Ale on?.... Dziwiłem się strasznie. On, pochodzący z tak dobrego, bogatego domu. Nigdy nic mu nie brakowało, zawsze miał pewne zasady, których musiał się trzymać. O 23:00 musiał już być w łóżku i koniec, a nie o 23:30 dzwoni do mnie, żebym przyjechał pod wskazany adres.
No nic, bardzo niechętnie wstałem z łóżka, zdjąłem moje ukochane spodenki w misie i poszedłem do łazienki po normalne ubrania. Wróciłem, założyłem je, szybko telefon w rękę, deska pod pachę i koszula na plecy. Oficjalnie, to mogę wychodzić późno z domu, jak i późno wracać. Wiedziałem jednak, że mama strasznie się denerwuje, gdy mnie nie ma dużo czasu. Także i tym razem (jak zawsze zresztą) chciałem jej zaoszczędzić zmartwień i postanowiłem się wymknąć na szybko. Gdybyśmy nie mieszkali na szóstym piętrze, pewnie wyskoczyłbym przez okno, a tak... Uchyliłem drzwi swojego pokoju rozglądając się na prawo i lewo, czy nie widać mamy na horyzoncie. Słyszałem, jak w salonie gra telewizor, ustawiony wyjątkowo głośno. Generalnie, był to plus dla mnie, ale mama jest jeszcze młoda, ma świetne zdrowie i słuch. Postanowiłem, że sprawdzę dlaczego telewizor jest ustawiony na taką głośność. Postawiłem pierwszy krok, potem drugi. Drewniane deski zaczęły się powoli uginać pod naciskiem mojego ciała, podłoga zaczęła skrzypieć dość głośno, momentami bałem się, że w ogóle z moich planów nici. Stąpałem na palcach, jednakże dźwięk desek prawie w ogóle się nie zmieniał. Przemierzyłem na palcach kilka metrów, cały spocony, żeby się tylko nie wydało, i zajrzałem do salonu.
-Uważaj na siebie, nie wracaj zbyt późno.- rzekła mama
-Ale mamo...- nie dokończyłem.
-Spokojnie, to twój przyjaciel, wiem, leć.- odpowiedziała.
-Ale... Skąd, skąd ty wiesz?- zapytałem.
-Syneczku, gdybyś zamykał drzwi do swojego pokoju, a nie bał się jakichś ciemności i niestworzonych, paranormalnych zjawisk, wcale bym się nie dowiedziała. Byłoby lepiej, ale idź już, autobus ci ucieknie.- powiedziała ciepłym głosem.
-Oh mamo...- jęknąłem -Jadę deskorolką.- dodałem.
Mama wstała z kanapy, podeszła do mnie, wspięła się na palce i pocałowała mnie w czoło mówiąc: Uważaj na siebie kochanie. Również odpowiedziałem jej pocałunkiem i skierowałem się w stronę drzwi.
-Ty cholerny idioto! Nie masz uczuć, niczego nie masz?! Już nic nie znaczy dla ciebie instytucja małżeństwa?!
-Kochanie, przestań... To był jednorazowy wyskok....
-Tak do cholery, jednorazowy! Jeden raz dziś, jeden jutro. To wszystko jednorazowe. Zamiast pracować, chodzisz na dziwki, na które nawet nie wiem skąd masz....
-Zamknijcie się już, jest już po północy, dajcie się ludziom wyspać, niektórzy jutro idą do pracy!
"Gdzie ja żyję...." Jęknąłem i skierowałem się w kierunku drzwi wyjściowych. Zaciągnąłem powietrze do płuc, było wyjątkowo rześkie  jak na miliony spalonych papierosów, ciągłe spaliny i setki tysięcy brudnych meneli. Położyłem deskę na chodniku i ruszyłem w kierunku dzielnicy, którą podał mi Jay. Jechałem wzdłuż nowojorskich ulic, to podziwiając piękne widoki, urok tego miasta nocą i  cudowne wystawy, to non stop słysząc strzały z oddali, widząc bójki, słysząc krzyki, wrzaski, widząc erotyczne zabawy ludzi, którzy zapomnieli co to roleta albo zasłona do okna.
Times Square, Liberty Island, o, Harlem. Jestem. Jeszcze tylko num..... Co jest?
Ponownie sprawdziłem smsa, w którym Jared podał mi adres. Niby wszystko się zgadza, ale... No nic. Wejdę tam, może to pomyłka, czy coś.
Miejsce, do którego wszedłem było wielką, starą, opuszczoną fabryką. Było bardzo ciemno i śmierdziało alkoholem i bezdomnymi. Szczerze mówiąc nawet nie chciałem tam wchodzić, ale musiałem to zrobić, dla Jareda... Zszedłem z deskorolki i położyłem ją przy jakimś dużym kamieniu. Moje ręce zaczęły się delikatnie pocić, nie chciałem się przyznawać sam sobie, ale chyba zaczynałem się lekko obawiać tego, co tam zobaczę. Obtarłem ręce o mocno granatową koszulkę, wziąłem głęboki wdech i skierowałem się w stronę wejścia do fabryki.
Podszedłem i stanąłem pod drzwiami szukając klamki. Poświeciłem sobie telefonem, gdy go wziąłem do ręki miałem nową wiadomość, OD: Jared. Szybko ją otworzyłem. "No i gdzie jesteś kochanie? :((("  Nacisnąłem wielką klamkę i wszedłem do fabryki. To, co widziałem.... Tak właściwie nic nie widziałem. Było tak strasznie ciemno, a nigdzie wokół nie znalazłem ani włącznika, ani żadnego innego źródła światła. Ponownie pozostawał mi telefon. Kliknąłem przycisk na urządzeniu, żeby podświetlić wyświetlacz. Z tego, co udało mi się po ciemku zobaczyć wychodziło, że jest tu długi, długi, ciemny korytarz pokryty spływającą mazią (może to deszcz?). Obejrzałem się za siebie i faktycznie padało. Z powrotem zwróciłem głowę wgłąb fabryki.
Pierwszy krok, drugi, trzeci... Coś przbiegło mi między nogami, cofnąłem się, zaświeciłem delikatnie. Ughhh, zdecydowanie nieznoszę szczurów, syknąłem. Delikatnie, zważając na to, co mogę mieć pod nogami, ruszyłem przed siebie. Co chwilę słyszałem pisk szczurów, krople wody spływające ze ścian i krople deszczu uderzające o metalowe parapety za oknem.  Robiło się dość strasznie, jak w jakichś wysokometrażowych horrorach, ale już po kilkunastu krokach ujrzałem małe światełko, przy którym znajdowały się schody, a tuż pod nimi słychać było niezły "melanż". "Daj jeszcze trochę!" usłyszałem głos... Jareda. Inny, ale jego. Natychmiast  pobiegłem na dół, potykając się przy tym ze dwa razy.
Zszedłem na dół. Podłoga była z betonu, zaśmiecona maleńkimi ziarenkami piasku. Rozejrzałem się wokół- było gorzej jak w burdelu. W jednym kącie, na kanapie jedni uprawiają seks, inni się całują, inni obmacują, w drugim kącie  się kłócą, a w trzecim śpią na podłodze. Na środku wielkiego, betonowego pomieszczenia bez okien, oświecanego sztucznymi żarówkami i kilkoma świecami stał stół. Przy stole siedział Ja... I..... Damon? Co on tu.... Szlag.
-DRUGGY,  KOCHANIE.- krzycząc wybiegł mi naprzeciw. Druggy. Druggy. Druggy.....
Damona znam jeszcze z czasów wczesnoszkolnych,  chodziliśmy razem... Może od przedszkola? Odkąd zmieniłem szkołę jednak nasze stosunki się znacznie zmieniły. Wtedy byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale on olał mnie totalnie, a przecież nie będę sam walczył  o tą przjaźń, prawda? Druggy... To Damon pierwszy zaczął mnie tak nazywać. Kiedyś, pewnego dnia, gdy miałem jakieś 10-11 lat poszliśmy wszyscy naszą paczką nad wodę. Było już późno, w dodatku był to wrzesień, więc mało ludzi o tej porze tam przebywa, szczerze mówiąc to prawie nikt. Większość towarzystwa była starsza i chłopaki wzięli ze sobą trochę zioła, tak dla  umilenia czasu. Siedliśmy na moście i wszyscy zaczęliśmy palić. Chciałem odegrać ważniaka i chojraka, więc mocno się zaciągnąłem, a że nigdy wcześniej nie paliłem nawet fajek- trochę mi nie wyszło. Zacząłem się krztusić i dość mocno kaszleć. Wszyscy najpierw wybuchli śmiechem, ale jak długo nie przestawałem, zaczęli się niepokoić. Po kilku minutach prawie absolutnej ciszy przestałem kaszleć, popatrzyłem na nich i spytałem "Mogę jeszcze?", po czym oni parsknęli śmiechem. Damon doszedł do wniosku, że skoro po takim czymś się nie zniechęciłem, to ze mnie rasowy narkoman. Od tamtej pory cały skład znad zalewu mówił do mnie "druggy", a potem rozeszło się to już po całym mieście i tak zostało na jakieś
4 lata. Teraz, kiedy zmieniłem szkołę (ta jest o wiele lepsza i ma wyższy poziom, poza tym, mogę się tu rozwijać), nie zadaję się ze starymi znajomymi i wszyscy o tym zapomnieli.
A teraz on, tu, przede mną, z tą ksywką... Wspomnienia powróciły. Może tego właśnie chciał? Żebym przypomniał sobie jak to było wspaniale, kiedy się spotykaliśmy?
-Chodź do nas. Jest piątek wieczór, co będziesz robił sam w domu?- powiedział cwaniacko.
-Szczerze mówiąc to zamierzałem się wyspać, mam w poniedziałek trudny test z geografii.- odpowiedziałem spokojnie.
-Nie pierdziel stary, dopiero się rozkręcamy.- usłyszałem znajomy głos i spojrzałem za ramię Damona. Na wielkim krześle, przy samym środku stołu siedział... Jared z nogami skrzyżowanymi i położonymi na stole na znak "chillout'u".
-No właśnie, chodź do nas.- dołączył się Danny.
Danny... No tak, mogłem się domyśleć, że jego nie może tu zabraknąć. Rozejrzałem się wokół. Tragiczny krajobraz. Ludzie. Ludzie, którzy się stoczyli totalnie. Jakieś 5 metrów ode mnie siedział chłopak. Cały spocony i chyba  bielszy od tych ścian tutaj. Siedział w poplamionym, starym, białym podkoszulku i poddartych, brudnych jeansach z krokiem w kolanie. Był tak strasznie zaniedbany, zniszczony... W ręku trzymał strzykawkę z igłą. Trzymał ją drżącymi rękoma i widziałem w jego oczach tą radość, tą wielką radość. 3 sekundy później wbił ją sobie w żyły z triumfalnym uśmiechem i wydechem ulgi. Zrobiło mi się go strasznie szkoda. W ogóle tych wszystkich ludzi, którzy teraz nie widzą życia poza jednym... Wtedy mój wzrok utkwił w Jayu.
Odepchnąłem Damona na bok i podbiegłem do stolika.
-Spójrz! Spójrz na niego! Tak chcesz skończyć?! Patrz na mnie!- wykrzyczałem mu w twarz.
-Naprawdę nie widzisz, że właśnie do tego to dąży?! Opanuj się, człowieku!
-Wyluzuj Maliczku, nic mi nie będzie jak się zabawię raz czy dwa.
-Raz czy dwa?! Czy ty w ogóle słyszysz, co ty pieprzysz? Zapytaj go- wskazałem palcem na blondyna w białym podkoszulku- myślisz, że on nie zaczynał od "razu czy dwóch"?
-Opanuj się, Zayn. I nie wydzieraj tu, bo zaraz psy nas wywęszą, i tak ledwo im dzisiaj uciekliśmy.
-Cholera, Jay.  Co się dzieje? Wczoraj... Jeszcze wczoraj byłeś.... Nawet nie wiem, jak to opisać. Normalny? Co się stało?
-A co ty myślisz? Że zawsze będę idealny? Cudny i najlepszy? Będę się świetnie uczył, grał w drużynie, był punktualny i ułożony jak wskazówki zegarka? Naprawdę tak myślisz? Że będę idealny jak wszechstronny pan Malik? Mylisz się stary, bardzo się mylisz.- odpowiedział z wyrzutem w głosie. Zdenerwowało mnie to strasznie, przyjaźnimy się już więcej jak pięć lat, a on dopiero teraz mi mówi coś takiego, no, ale grunt, że prosto w twarz. Podszedłem do niego, stykaliśmy się prawie nosami. Chciałem mu powiedzieć, żeby tego nie robił, żeby się opamiętał...
Ale wiem, że i tak by mnie nie posłuchał, i tak zrobi to, do czego dąży. Tylko po co? Co chce udowodnić? Mnie, przyjaciołom, swoim rodzicom... Nic nie zdziałam, wrócę do domu, oszczędzę mu moich "kazań".
-Co, tchórzysz? Nie wiesz, co powiedzieć? Halo, Malik. Odezwij się. Pójdziesz teraz do mamusi i powiesz jak to ci źle, że tu jestem? *śmiech wszystkich*.- powiedział do mnie Jared.
O nie, tego było już za wiele. Rzuciłem się w jego kierunku z pięściami i odepchnąłem go do tyłu.
-Możesz sobie mówić o mnie co chcesz, myśleć co tylko ci się podoba. Możesz spieprzyć swoje życie, skończyć jak te wszystkie ćpuny tutaj! Nie  będę cię powstrzymywał, jeśli nie chcesz pomocy, to trudno, to twoje życie. Ale zapamiętaj sobie jedno, nigdy, przenigdy nie obrażaj mojej matki. To dzięki niej tu jestem i to jej będę okazywał największy szacunek na świecie. Jeśli masz z tym jakiś problem, to zachowaj go dla siebie!- wykrzyczałem mu.
W tym momencie ujrzałem  tą  zawiść w jego oczach. Tą zawiść połączoną z zazdrością. On nie miał praktycznie nigdy dobrych kontaktów ze swoją matką, traktował ją jak zwykłą szmatę, zresztą chyba z wzajemnością. Nie odpowiedział mi nic.
Stał kilka minut wpatrzony w moje oczy. Nie wiem, czego w nich szukał, ale chyba coś znalazł, ponieważ krzyknął i z całej siły uderzył mnie pięścią w twarz. Poleciałem do tyłu, niezabardzo,
bo Jay w takim stanie nie ma zbyt siły, cela, ani nie wie, jak się zbytnio do tego zabrać.
Przekręciłem głową w obie strony i teraz to ja wymierzyłem cios jemu. Jestem facetem, swoją godność mam, nie dam się zmieść jak frajera. Teraz to odrzuciło Jareda, na dość znaczną odległość, ponieważ aż przewrócił stół. Cała ekipa, która znajdowała się w pomieszczeniu zaprzestała swoim robotom i ustawili się w kręgu wokół nas.
-Zabiję cię.- szepnął Jared i z nóżką od połamanego stołu ruszył w moim kierunku. Zrobiłem unik i obróciłem prawą  rękę w taki sposób, że to on sam uderzył się tą deską. Spojrzałem na niego szybko, z jego oka spływała bordowa krew. Spojrzał na mnie demonicznie i w tym momencie któryś z kolesi, którzy byli wokół nas wystąpił do przodu. Wyglądał, jakby chciał coś  mi zrobić.
-Zostaw, to sprawa między nimi...- szepnął Damon i przytrzymał chłopaka za ramię.
-Druggy, daj spokój...- zwrócił się do mnie. -Przeci...
-UWAGA, PSY, UCIEKAMY- krzyknął ktoś z góry i usłyszeliśmy dźwięk kogutów policyjnych.



__________________________________________________________
Dobra, wiem, że miał być wczoraj, potem w nocy, ale coś mi nie wyszło. Problemy z internetem.
Mam nadzieję, że wam się choć trochę podoba pomysł na opowiadanie i ogólnie to, jak piszę.
Jeśli ktoś mnie zna z imaginów (wersonowo.blogspot.com), to pewnie już mniej więcej kojarzycie mój styl. :D
Rozdziały będę starała się dodawać co sobotę, w granicach godziny 18.
Liczę na wasze szczere opinie w komentarzach. Są one dla  mnie bardzo motywujące i, nie oszukujmy się, poprawiają humor, haha. 
15 komentarzy i nowy rozdział pojawi się w sobotę (11.05.2013)

Lots of love, Werson. Xx


14 komentarzy:

  1. no no :D
    akcja akcja AKCJA
    ciekawe co będzie dalej :D
    oczywiście, informuj mnie dalej xx
    @wyrcia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. zajebiaszcze xd informuj dalej @11Oliwka ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebisty jak zwykle. Jak możesz to informuj dalej
    @OfficialVici

    OdpowiedzUsuń
  4. Super. Miałaś świetny pomysł ;)
    ~Martyna/Tyna ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. wow, robi się naprawdę ciekawie. ^^ nie mogę się doczekać, bo będzie dalej. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. fndjbsdkjflbfhdsbjaksblfhlbfldsa dodaj w końcu dziewczynę, proszę!

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny rozdział, możesz mnie informować? :) / @luuuuvjb

    OdpowiedzUsuń
  8. wyczuwam tu moje nowe ulubione opowiadanie! świetnie piszesz

    OdpowiedzUsuń
  9. o mój Boże, świetne
    nie bardzo umiem komentować rozdziały, więc...
    ale bardzo mi się podoba i czekam na następny asdvgarhaethjrs ♥
    @idkishiplarry

    OdpowiedzUsuń
  10. Uhuhu, a się porobiło. :o
    Ten cały Jared mnie wkurwił i to tak porządnie. -.-
    Mam chęć mu wyjebać.
    I jestem pewna że w następnym rozdziale psy ich wszystkich złapią i nie będzie za ciekawie, hehs.
    Tak więc ten.. no czekam na kolejny. :) x

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudo ;* Jesteś chyba pierwszą osobą, której mogę przyznać, że sposób w jaki pisze jest świetny. Naprawdę super. Temat wybrałaś sobie również bardzo dobry, choć trudny, ale świetnie ci wychodzi. Jedyne, czego mi brakuje ten Zayn w stylu "bad boy'a", ale spodziewam się, że jeszcze do tego dojdziesz. Tak, więc pisz dalej. Czekam na następny i coś się spodziewam, że zostanę twoją fanką.:) Zapraszam również do mnie: my-london-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Zdecydowanie moj ulubiony ff ! Swietna robota <3
    I daj znac o kolejnych rozdzialach :) @coolstory_1D

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny ;) Czekam na next. xx

    OdpowiedzUsuń
  14. Aż żałuję, że nie wpadłam tutaj wsześniej .. Piszesz niesamowite rozdziały, co prawda jest ich tylko 2 ale mi sie strasznie podobają. Od dzisiaj jestem tutaj za każdym nowym rozdziałem i będziesz miała mój komentarz ( nigdy złego słowa ) . Rozdział jest super ! Czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń